Rozdział 17

Wyznania


~Justin~

Wydawało się, że dzień wcale nie minie. Wszystko wydawało się takie nudne i szare. Wokół mnie nie było żadnego życia. Gdy Vivianne opuściła mój dom, dając mi do zrozumienia, że chce odpocząc, myślałem, że umre w katuszach.
Siedziałem przed telewizorem i ogladałem jakiś beznadziejny program kucharski, popijając nudne piwo. Oblizałem wargi odchylając głowe do tyłu i dokańczając alkohol który spłynął powoli w dół mojego przełyku. Wydałem z siebie głośne westchnięcie po czym przeniosłem na zegar który wyświetlał osiem minut po północy. Przetarłem twarz dłonią gdy wstawałem z sofy. Wyłączyłem pilot i już chciałem wejśc po schodach do swojego pokoju, kiedy po domie rozległ się dźwięk przekręcania kluczy. Zmarszczyłem brwi przypominając sobie, że Vivianne to nie mogła byc ponieważ była u swojej przyjaciółki – Vanessy (swoją drogą to bardzo upierdliwa laska).
-Mama? - mruknąłem zauważając znaną sylwetkę w drzwiach
-Oh, Justin, tak się ciesze, że cie widze! - krzyknęła zamykając mnie w niedźwiedzim uścisku, zamurowało mnie do tego stopnia, że nie oplotłem wokół niej swoich dłoni, zmarszczyłem brwi zatrzymując oddech.
-Co tu robisz? - szepnąłem.
-Wróciłam wcześniej, a twój ojciec odwiedził jeszcze Francje. - odpowiedziała na jednym wdechu -Nie cieszysz się? - jej mina zrzędła gdy tylko oderwała się ode mnie.
Szczerze to nie cieszyłem się za bardzo. Wolałem jak ich nie było i załatwiali te swoje sprawy zdala od domu. Wtedy byłem sam i mogłem w spokoju pomyślec albo urządzic impreze ze swoimi przyjaciółmi. Cóż, teraz gdy zacząłem zadawac się z Vivianne Collins która sprowadzała na mnie mase kłopotów. Nie winie jej. W sumie dzięki niej teraz w moim życiu dzieje sie więcej i przypomina kolejkę górską.
-Jasne, że się ciesze. - wymusiłem uśmiech widząc zatroskaną twarz mamy, oh prosze cię, jakbyś nie widziała mnie w takim stanie.
-Wdałeś się w kolejną bójkę. - pokręciła głową stwierdzając -Powinieneś to chociaż ograniczyc. - mruknęła
Wywróciłem oczami na jej komentarz i wszedłem po schodach udając się do swojego pokoju gdzie położyłem swoje ciężkie i bezsilne ciało na łóżku. Ziewnąłem okrywając się kołdrą która wciąż pachniała Vivianne.

~Vivianne~

Pomarańczowa pościel Vanessy przyprawiała mnie o poczucie wolności. Westchnęłam błądząc ręką po kołdrze przypominając sobie dni kiedy leżałam w łóżku Justina i przytulałam się do niego, czując się najbezpieczniejszą dziewczyną na całym świecie. Cóż, dzisiejszej nocy musiałam zadowolic się moją przyjaciółką i jej kódłatym rudym kotem. Okropieństwo.
Poprosiłam Vanesse żeby zostawiła mnie na chwile samą. Wyjmując z torby swoją granatową piżamę podeszłam do okna by przyjżec się księżycowi który oświetlał całą ulice. Jęknęłam prosząc w duchu żeby Justin robił dokładnie to samo – przyglądał się satelicie.
Pokręciłam głową starając się wyrzucic z umysłu wszystkie sprawy związane z tym chłopakiem. Dzisiaj byłam zmęczona i pragnęłam snu, dlatego bez namysłu wślizgnęłam się w swoją piżame po czym położyłam się na łóżku przyjaciółki. Nie czekając na nią, zasnęłam.

Słońce wpadało do pokoju przez nie dosłonięte rolety. Najwyraźniej wczorajszej nocy ich nie dosłoniłam. Leniwie odwróciłam głowę spodziewając się śpiącego Justina ku mojemu boku, jednak go nie było. Przerażona podniosłam się do postawy siedzącej. Rozejrzałam się po pokoju, zauważając, że ten pokój nie należał do chłopaka. Nawet go nie przypominał.
Westchnęłam przypominając sobie co wczoraj się zdarzyło. Uciekłam od Justina do Vanessy bo miałam już nadzwyczajnie dośc i chciałam odpocząc. Nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam, ale umysł podpowiadał mi, że dokonałam właściwego wyboru. Mimo to, pragnęłam spakowac swoje rzeczy i uciec do chłopaka. Zatopic się w jego silnych ramionach i jeszcze raz poczuc jego zapach za którym cholernie tęskniłam.
Jęknęłam wstając z łóżka Vanessy która spała na swojej małej sofie w rogu pokoju. Zrobiło mi się jej trochę żal dlatego okryłam ją szczelniej kocem którym była przykryta i chwyciłam swoje czarne legginsy i tunikę w moro. Bez problemu odnalazłam łazienkę która znajdowała się na końcu korytarza. Najwidoczniej musiało byc jeszcze bardzo wcześnie ponieważ nie słyszałam rodziców Vanessy którzy krzątają się zawsze rano w kuchni. Wchodząc pod prysznic przypomniałam sobie przysznic Justina który relaksował mnie pod każdym względem. Tutaj musiałam zadowolic się zwykłym wodospadem.
Po parunastu minutach siedzenia w łazience wreszcze ją opuściłam i udałam się do kuchni gdzie przywitał mnie zapach tostów przygotowywanych przez mamę Vanessy.
-Dzień dobry. - powiedziałam wysilając na swojej twarzy uśmiech.
Matka mojej przyjaciółki podniosła na mnie wzrok uśmiechając się szeroko. Włożyła do tostera kolejną kanapkę i zacisnęła wieczko. Uśmiechnęłam się czując charakterystyczny zapach palonego chleba i sera. Kobieta przysunęła w moją strone talerz z dwoma tostami i szklankę wypełnioną sokiem pomarańczowym.
-Jestem cholernie zmęczona. - odwracając głowe zauwarzyłam Vanesse ziewającą i schodzącą po schodach, najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że jest tutaj jej mama ponieważ moja przyjaciółka została skarcona srogim spojrzeniem przez co zaśmiałam się do siebie -Przepraszam, mamo. - mruknęła zajmując miejsce obok mnie
-Mam nadzieje. - matka mojej przyjaciółki posłała jej ostatnie srogie spojrzenie po czym opusciła kuchnie zostawiając mnie z Vanessą.
Karen – bo tak się nazywała – była naprawdę miłą osobą i czasami zazdrościłam Vanessie takiej rodzicielki jaką była. Często chciałam żeby Alicia chodz trochę ją przypominała. Karen należała do osób pełnych entuzjazmu, wesołych oraz zabawnych. Gdy tylko widziała mnie przybitą starała się wydobyc ode mnie co się stało, a gdy jej się już to udawało – zabierała mnie na lody. Alicia była jej przeciwieństwem – była sroga, a zarazem miła. Zawsze stawiała moje wykrztałcenie na pierwszym miejscu. Chciała żebym była ich oczkiem w głowie, a ja pozwalałam się jej i Patrickowi pomiatac.
Oblizałam niepewnie swoje spuchniętę wargi i zaczęłam jeśc tosta na którego nie miałam najmniejszej ochoty, ale czymś musiałam zając umysł wiedząc, że będę cały dzień myślała o Justinie.
-Więc... - Vanessa spojrzała na mnie spod swoich długich i grubych rzęs posyłając mi niewinne spojrzenie -Co się stało?
Przygryzłam wargę spoglądając na nią ukradkiem. Położyłam tost na talerzyk i otrzepałam ręce przygotowując się na monolog, ponieważ chciałam, by moja przyjaciółka wiedziała o wszystkim co się wydarzyło w domu Justina. Westchnęłam przymykając oczy.
-Gdy wróciłam do domu tego dnia kiedy źle się czułam... - urwałam niepewna czy chce to opowiadac -Usłyszałam, jak Noah i Patrick się kłócą. - szepnęłam -Kłócili się o mnie, Van. - mruknęłam spoglądając w jej oczy -Wtedy Alicia powiedziała mi, że jestem... - westchnęłam odwracajac wzrok od Vanessy -Adoptowana. - dokończyłam, jęknęłam gdy poczułam pare rąk oplatających moją szyje w pocieszeniu -Nie wiem dlaczego ale znalazłam sie w domu Justina. - szepnęłam -Wtedy przyszedł Rayan. - sapnęłam przełykając ogromną gule która powstała w moim gardle -Próbował mnie zgwałcic, Van. - mruknęłam przygryzając wargę by powstrzymac narastające się łzy w moich oczach -J-justin wyrzucił go z domu – zająkałam -Mimo to nie próżnował i wrócił. - zamknęlam oczy ściskając je mocno -Pobił Justina. - szepnęłam
Ukradkiem spojrzałam na przyjaciółkę która przyglądała mi się cały czas i słuchała jak zaklęta. Uśmiechnęłam się słabo i przytuliłam się bardziej do Vanessy pozwalając by łzy wypłynęły z moich oczu. Mimo, że ramiona przyjaciółki nie były tym samym co ramiona Justina, to wiedziałam, że i tutaj jestem bezpieczna.
-A kto zrobił ci to...? - Vanessa osunęła mnie od siebie na pewną skalę pokazując na moje posiniaczone ciało
-Patrick. - szepnęłam odwracając wzrok
Nie chciałam wiecej opowiadac o moich przeżyciach. Dzisiaj chciałam zapomniec, chodz na jeden dzień. Wiedziałam, że to będzie trudne ponieważ musiałyśmy iśc dzisiejszego dnia do szkoły, mimo to, pragnęłam dobrze się bawic w towarzystwie mojej przyjaciółki. Chciałam by było tak jak dawniej. I mam nadzieje, że tak będzie.

***
zaskoczyła mnie ilośc komentarzy, 7? ;c czuje sie fatalnie, ok ok.
jak wiecie ta częśc skończy się na 20 rozdziałach, a II cz zaczne pisac w październiku (miesiąc przerwy, wiecie musze się podlizac nauczycielom itd). jeśli macie jakieś pytania piszcie na gg - 19722207 albo na tt @l_officiial
tymczasem zapraszam was tutaj: klikklik

10 komentarzy:

  1. świetny rozdział :)
    czekam na nn x

    OdpowiedzUsuń
  2. Musisz pogodzić się, że ilość komentarzy spada kiedy są wakacje. Dużo osób wyjeżdża i albo nie ma czasu albo dostępu do Internetu. :)
    Co do rozdziału. Za mało Justina i Vivianne. Kocham tą parę i chce więcej ich wspólnych momentów <3

    youi-were-mine-for-the-summer.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze rozdział świetny.<3
    A mniejsza ilość komentarzy, bo są wakacje i wszyscy wyjeżdżają.. :) Napewno nadrobią zaległosci..:D
    Zapraszam na bloga i Czekam na następny :)
    swagonyou69.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny! nie mogę doczekać się następnego...

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. Mogła byś mnie informować o następnych rozdziałach?
    http://ask.fm/Patrycja021998

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam ale ie informuje na asku, tylko na twitterze :)

      Usuń
  6. W OGÓLE TO JEST NRKVKVKDFJNVKJFDNVJ, ALE NIE WIEM JAKI DZIŚ KOMENTARZ DAĆ, EEEEEEEEJ. W KAŻDYM RAZIE TO JEST TAKIE SŁODKIE. WIDAĆ, ŻE JUŻ JEST LOVE FOREVER, BO TĘSKNIĄ ZA SOBĄ I W OGÓLE. ONI SĄ RAZEM TACY UROCZY <3 TACY, TACY, TACY.......................... UROOOOOOOOCZZYYYY <3 HAHAHHAHAH, PRZYJECHAŁA MAMA JUSTIN'A, EJEEJ, TROCHĘ ODNIOSŁAM WRAŻENIE, ŻE ON JEJ NIE LUBI :))))) CO DO ZWIASTUNU TO CZEMU W TYM SAMYM CZASIE LECI BOYFRIEND I AS LONG AS YOU LOVE ME? TO TAK SPECJALNIE? HAHAHAHAH XD BOJĘ SIĘ TEGO GOŚCIA CO PATRZY JAK KOT, TAK BUUUUUUUUUU, JESSSSU,ON JAKIŚ CHORY PSYCHICZNIE JEST, EJJJ, A TAK W OGÓLE TO KIM JEST TA BRUNETKA CO PATRZY JAK ŚWIR, STOI PRZED DOMEM I TEN, BO ONA TO TAKI NOŁLAJF PRZED DOMEM CAŁY CZAS STOI. PFFFFFFFF. JUSTIN BAD BOY, VIV JEST SŁODKA, SELENA WSZYSTKO ZEPSUJE, BO LUBI GASIĆ DREWNO NA KOŃCU, RYAN TO DUPEK, A DODAJĄC DO TEGO JESZCZE PANIĄ NOŁLAJF I PANA CO PATRZY JAK KOT TO WYBUCHOWA MIESZANKA CI POWIEM. A GDZIE............
    KWIATEK?
    TA DA DADADDADADADADADDA..........
    BUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU, już.

    KWIATEK AKA NAJLEPSZY IDOL KWIATEK EVER

    OdpowiedzUsuń